sobota, 15 marca 2014

Rozdział III

 Z nieznanych sobie przyczyn Lottie obudziła się w wielkiej filiżance. I nie, nie było to złudzenie po LSD - naprawdę była w filiżance. W takiej, która kręciła się w kółko przy dźwięku wesołej melodyjki. Dziewczyna nie pamiętała skąd tam się wzięła. Czyżby zasnęła? A gdzie Tommy, Willy i Kimi? Leniwie wygramoliła się z filiżanki i ruszyła w stronę wyjścia. Wszędzie wokół stały stare, zniszczone karuzele, budki z jedzeniem i najróżniejsze atrakcje dla dzieci. Może kiedyś ta kupa żelaza kogoś bawiła, lecz teraz wyglądała jak sceneria rodem z horroru.
 Lottie ziewnęła i przeszła przez zdezelowaną i zardzewiałą bramę. Znajdowała się na skraju Los Angeles. Wystarczy kilka kroków i znajdzie się na swoim osiedlu. Tak właściwie, to średnio interesowało ją dlaczego spała w opuszczonym parku rozrywki i dlaczego przyjaciele ją zostawili. Pewnie byli równie skołowani, co ona. Nie winiła ich za to. LSD było naprawdę mocne, a jakie miało efekty!
 Przeszła jeszcze kilka kroków i znalazła się wśród betonowych bloków, które zwykle były szare, lecz teraz malowały się na nich różnego rodzaju esy-floresy. Skręciła w lewo i znalazła się na uliczce, do której zmierzała. Weszła do zaniedbanej klatki schodowej i wbiegła na drugie piętro. Drżącą ręką wyciągnęła klucz z kieszeni kurtki. Nagle poczuła ucisk w klatce piersiowej i osunęła się na podłogę. Wzięła trzy głębokie wdechy i wstała. Wsunęła klucz w dziurkę i cicho weszła do domu. Najpierw spojrzała na stojące na korytarzu buty - długie, czerwone kozaki na obcasie i eleganckie pantofle. Jeśli jej matka zaczęła przyjmować milionerów, to już na pewno nie będzie się martwić jeśli z domu zniknie odrobina pieniędzy.
 Lottie wychyliła głowę z korytarza. Nigdzie nie było śladu jej ojca, więc śmielej ruszyła do kuchni. Zza zamkniętych drzwi sypialni dobiegały dziwne odgłosy. Szybko przeszukała wszystkie kubki, w których ojciec trzymał drobne. Chwyciła pięć dolarów i wybiegła z domu. Nawet nie zamknęła drzwi. Pędem opuściła uliczkę i udała się do najbliższego sklepu. Mocno ściskając banknot weszła do środka. Ten pozorny sklep był ulubionym sklepem jej ojca. Nieraz słyszała, że zarywa do jednej ze sprzedawczyń. Rozejrzała się i gdy go nie spostrzegła podeszła do półki ze słodyczami. Wzięła czekoladę z bakaliami i z nadzieniem o smaku truskawkowym - ulubioną Tommy'ego. Zapłaciła za słodycze i wyszła ze sklepu. Zaniepokoił ją podejrzliwy wzrok kasjerki więc przejrzała się w szybie piekarni - jej oczy były czysto niebieskie, nawet nie były zamglone. Być może przypatrywała się różowym końcom włosów.
 Skręciła w główną osiedlową ulicę. Przez całą drogę miała wrażenie, że zapomniała o czymś istotnym. Ale nie przejęła się tym zbytnio i żwawo szła w kierunku akademika. Gdy podeszła do budki, stary stróż poderwał się z krzesła. Lottie podała mu czekoladę z bakaliami i z uśmiechem weszła na teren niedostępny dla ludzi z zewnątrz. Tu powinni przebywać studenci, a nie licealiści. Weszła do dużego, czerwonego budynku. W środku było nawet ładnie jak na tak stary budynek. Tylko w kilku miejscach czerwone cegły wyglądały na świat, dzięki odpadającemu tynkowi. Lottie minęła kilku studentów wracających z wykładów. Zerknęła na ekran telefonu. Równo piętnasta. Tommy powinien skończyć za trzydzieści pięć minut. A potem powinien pójść na następny wykład o siedemnastej. Tak właściwie to był to bardzo specjalny wykład - wykład dla studentów o wysokich ambicjach. Szkoda, że Thomas oprócz wysokich ambicji miał również wysoki licznik wypalonych papierosów i wstrzykniętych narkotyków.
 Szybko przemknęła korytarzem i weszła na drugie piętro. Praktycznie nikt nie zwracał na nią uwagi, bo i po co? Po pierwsze przyzwyczaili się do jej widoku, bo bywała tu dość często, a po drugie - jej najbardziej krzykliwą częścią stroju były bordowe martensy. Podeszła do najzwyklejszych białych drzwi z numerem 156. Zapukała, a gdy nikt nie otworzył wyciągnęła klucz z kieszeni i weszła do środka.
 Na początku chciała tylko położyć czekoladę na szafce nocnej i wyjść. Ale czuła się zbyt zmęczona na ruszenie tyłka z akademika. Delikatnie położyła tabliczkę na stolik i położyła się na łóżku swojego brata. Miała ochotę zasnąć, jednak wciąż miała wrażenie, że o czymś zapomniała i to wrażenie nie pozwalało jej spokojnie się zdrzemnąć. Poirytowana wstała i z rozmachem otworzyła starą i brzydką szafę. Wyrzuciła z niej kilka koszulek Tommy'ego i wyciągnęła paczkę papierosów z kieszeni czarnych spodni złożonych w niedbałą kostkę. Dziewczyna nigdy nie paliła, ale wrażenie zapomnienia irytowało ją do tego stopnia, że szybko zapaliła papierosa. Po chwili, krztusząc się, otworzyła okno i tego samego szluga wyrzuciła na plac przed akademikiem. Przynajmniej nie wpadnie w ten nałóg. Ponownie podeszła do szafy. Przesunęła złożone spodnie i odciągnęła tylną płytę. Wsadziła tam dłoń i wyciągnęła mały woreczek z napisem "Dan Novelty". W środku znajdował się biały proszek - heroina, ulubiony narkotyk Lottie. Miała pewność, że była czysta, bo Dan Novelty to jeden z lepszych dilerów w mieście. Schowała woreczek do kieszeni i ułożyła wszystko tak jak było. Gdy w pokoju przestało śmierdzieć dymem, zamknęła okno i skierowała się ku drzwiom. Usłyszała czyjeś kroki na korytarzu. Chwyciła za klamkę i szarpnęła za drzwi. Przed nią stał barczysty chłopak o imieniu Dave - współlokator Thomasa.
- Ładną dziś mamy pogodę, nie uważasz? - zapytała i prześlizgnęła się obok niego. Na korytarzu przyspieszyła kroku. Obejerzała się by sprawdzić czy Dave idzie za nią. Nie szedł, ale blondynka wpadła na kogoś. Ściślej mówiąc wpadła na Thomas'a Shrewood'a, jej brata.
- Ty nie w szkole? - zapytał ze zdziwieniem.
Biała luka w umyśle Lottie natychmiast zapełniła się wizerunkiem wrednych nauczycieli i równie wrednych uczniów. Szkoła. To o tym zapomniała.
- Eee... No widzisz...
- Chyba nie zamierzasz skończyć tak jak matka? - zapytał ściszonym głosem.
- Nie, no coś ty... No ten... Wiesz... Wczoraj tak trochę... Chyba za dużo wzięłam.
Tommy dźgnął ją palcem w mostek.
- Musisz się ogarnąć. Inaczej nie skończysz szkoły i będziesz skazana na ojca i matkę. - Złapał za rąbek worka wystający z jej kieszeni i szybko wrzucił go do swojej. - Pozwól, że ja to wezmę.
- Dzisiaj? O szóstej? Tam gdzie wczoraj? - zapytała nieśmiało.
- Okey, tylko tym razem wracasz ze mną do akademika. Dzisiaj przenocujesz tutaj. - pocałował ją w czoło i poszedł dalej.
 Loretta wybiegła z budynku i skierowała się w stronę ładnych i zadbanych domków. Zwolniła gdy znalazła się przed furtką z napisem "wstęp tylko dla mieszkańców". Ten napis zawsze ją rozśmieszał. No ale cóż, niestety musiała złamać i ten przepis. Szarpnęła za bramkę. Okazała się być zamknięta, więc zwinnie przeszła przez płot. Jak Kimiko i William mogli tutaj mieszkać?
 Wolnym krokiem skręciła w lewo. Na tej uliczce znajdowało się wiele eleganckich domów. Jednak wszystkie budynki przyćmiewał ogromny dom z wielkimi oknami i ogródkiem w stylu japońskim. Tak właśnie wyglądał dom rodziny Yumina. Lottie weszła na teren domu i cicho przemknęła się do okna. Nawet przez grube ściany słyszała jak Kimiko gra na fortepianie. Podniosła rękę i zapukała w okno. Azjatka na chwilę przerwała. Lottie wyprostowała się, ale i tak ledwo cokolwiek widziała. Kimiko napisała na dużej kartce "nie" i przyłożyła ją do szyby. Zrezygnowana dziewczyna wyszła za płot i od razu natknęła się na Will'ego.
- Idziemy?
- Ja i Kimiko nie. Idź sam z Tommy'm.
- Nie chcę iść sam.
- Przecież powiedziałam, że Tommy też pójdzie. Starzejesz się i zaczynasz mieć problemy ze słuchem. - zażartowała.
- Taa... - odparł wybity z rytmu - Czemu wy nie idziecie?
- Bo Kimi nie może. Kiedyś obiecałyśmy sobie, że będziemy brać razem, więc głupio byłoby gdybym wzięła bez niej. Ale ty idź. Znalazłam u Tommy'ego heroinę od Dan'a, może ma coś jeszcze lepszego i przyniesie. Poza tym moglibyście rozejrzeć się czy z Epic Movie zniknęli ci alkoholicy. Ta kupa żelastwa zbyt mnie przytłacza.

~Aroosa