poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział XII

 Kimiko, po przebraniu się w letnią, białą sukienkę sięgającą nie krócej, niż do połowy ud w różnokolorowe kwiaty, weszła do swej sypialni, zaplatając włosy w koński ogon. Zerknęła na Williama, który to stał przy oknie, obserwując coś, lub patrząc na jakiś bliżej nieokreślony punkt. Nie była pewna. Bardziej skupiła się na fakcie, iż Willy'ego wyraźnie coś gryzło. Gdy wyczuł jej spojrzenie, co prędzej czy później stać się musiało, gdyż... no nie ukrywajmy... gdy Kimiko kogoś się uczepi, nie odejdzie, póki nie dowie się wszystkiego, odwrócił się w jej stronę, racząc uśmiechem i pytając:
   - Idziemy na spacer?
   - Znów muszę się przebierać - jęknęła dziewczyna, wykonując obrót wokół własnej osi w poszukiwaniu cieplejszych ubrań. Ignorując śmiech Williama, chwyciła z małej, kremowej kanapy umieszczonej w rogu pomieszczenia jeansy, a z szafy wyjęła błękitną tunikę w groszki. Wyszła następnie z pokoju, by się przebrać.
  Willy stał jeszcze chwilę przy oknie, patrząc na liście spadające z drzew, choć tak właściwie chyba nawet ich nie zauważał. Zagłębił się w rozmyślaniu o tym, co teraz będzie z ich paczką... ze wszystkim... I nie chodziło wyłącznie o to, co wydarzyło mu się niedawno. Ten gwałt był jedynie... siłą napędową, zmuszającą go do głębszych przemyśleń. Coraz więcej osób wiedziało o ich tajemnicy. Być może teraz, gdy Lottie wprowadziła się do tej starszej, kompletnie nieznanej im kobiety, owe grono się poszerzy? Nie chciał tego, reszta zapewne również. Lecz nie wiedział, co mają robić. Wypierać się wszystkiego, tłumaczyć? Przy tej coraz liczniejszej grupie świadków będzie to mało wiarygodne. Mają przestać? Na to chyba trochę za późno.
  I wciąż pod znakiem zapytania pozostawała sprawa jego nieodwzajemnionych uczuć. Nie potrafił ot, tak przenieść ich na kogoś innego, kogoś odpowiedniejszego, kto być może również go lubi, lub są na to choć minimalne szanse. Chciał natomiast, by jego najlepsza przyjaciółka wszystkiego się dowiedziała. Od samego początku.
__
  Kimi w tym samym czasie również miała mętlik w głowie. Już nie czuła się zgorszona innymi upodobaniami Willy'ego. Przecież nadal byli najlepszymi przyjaciółmi do grobowej deski, prawda? Nic, ani nikt nie może tego zmienić. Choć musiała przyznać, że odrobinę zdystansowała się do niego. Kiedyś jej przejdzie... chyba. W każdym bądź razie, interesowała ją bardziej sprawa gwałtu. Nie wiedziała dokładnie, co stało się zielonowłosemu, wiedziała natomiast, że w sprawę zamieszani byli sam poszkodowany, Thomas, oprawcy jej przyjaciela i ten jego pseudo-chłopak, Lucas. Nie wierzyła, by diler rzeczywiście był z Willym w innych stosunkach, niż klient-sprzedawca. Powiedziałby jej o tym. Ona zawsze mu o wszystkim mówiła.
  I tak mocno, jak zaintrygowana była tą sprawą, tak wiedziała, iż zielonowłosy prędzej czy później jej wszystko wyjaśni. Bo na tym polegała ich relacja. Że mogli na sobie polegać.
  - Co tak wolno, ślamazaro? - Podskoczyła w miejscu na dźwięk głosu Williama. Odwróciła się natychmiast i trzepnęła go w ramię.
  - Nie strasz mnie tak!
  Następnie popchnęła go lekko, by usunął się z przejścia i z podniesioną głową i naburmuszoną miną, wyszła. William, chichocząc pod nosem patrzył, jak dziewczyna szamota się z kurtką i burcząc pod nosem coś w swoim ojczystym języku, nakłada brązowe, skórzane kozaki. Następnie przeszedł nad nią w akcie zwyczajnego, wrodzonego chamstwa, gdyż miejsce na przedpokoju było, i to całkiem sporo, otworzył drzwi i... dostał kopniaka w tyłek. W dodatku przez swoją nieuwagę w tej samej chwili się potknął, trafiając twarzą idealnie w stertę liści.
  - Willy? - Kimiko przycupnęła przy nim, wyciągając mu z włosów liście. - Nie chciałam tak mocno...
  - Przeproś mnie teraz - usłyszała jego przytłumiony głos. - I pomóż wstać.
  Wykonała to, o co prosił, przepraszając dwukrotnie: gdy wciąż leżał, i gdy już wstał. Tak została wychowana i nigdy się to nie zmieni. Willy trochę żałował, że przez niego dziewczyna ma wyrzuty sumienia.
  - Też bym cię kopnął, gdybyś mi przeszła nad twarzą - próbował ją jakoś pocieszyć i chyba mu się udało, gdyż dziewczyna się zaśmiała.
  - Nawet dzieci wiedzą, że mężczyzna ręki na kobietę nie podnosi - rzekła wyniosłym tonem, lecz zaraz znów się zaśmiała. - Ale dzięki, damski bokserze.
  - Hej, to przywilej zostać przeze mnie dotkniętym, a co dopiero uderzonym!
  - Tak sobie wmawiaj. - Poklepała go po głowie, jak małe dziecko.
  - Weź, to wredne jest - burknął żartobliwie, następnie pociągnął dziewczynę za rękaw, gdyż prawie weszła w ławkę. Nie wiedział, na czym była tak skupiona, jednak nie przeszkodziło mu to w krótkim, acz dosadnym śmiechu. Kontynuowali rozmowę, przeskakując z tematu na temat, jakby nie widzieli się od kilku ładnych lat. I napięcie rosło w nich z każdą chwilą, im dalej szli, gdyż wiedzieli, że prędzej czy później będą musieli obgadać to, co ich tak dręczyło. Wyszli z parku, minęli parę klubów, przed oczami zamajaczyło im wesołe miasteczko, w którym coraz rzadziej się spotykali i wreszcie trafili pod dawno nie widziane miejsce, które przywoływało tyle wspomnień, zarówno dobrych, jak i tych złych. Nie wiedzieli tak naprawdę, czy to za sprawą jakichś kosmicznych (w umyśle Willy'ego), czy po prostu wyższych (według Kimi) mocy, bez słowa, po prostu tam weszli.
  Pierwszym, co zauważyli, był brak odoru alkoholu i wszechobecna ciemność. A także cisza, mącąca i drażniąca, jakby ostrzegała ich, że coś ma się zdarzyć. Nic się jednak nie wydarzyło, nawet, gdy zapalili światło i rozsiedli wygodnie na bujanych krzesłach za kulisami. Wcześniej ich tam nie było, jednakże nie zastanawiało ich to zbytnio. Nie zamierzali długo tam zabawić.
  Jako pierwsza przerwała ciszę Kimiko, postanawiając mieć wreszcie z głowy niedokończony temat.
  - Od jak dawna wiesz, że jesteś gejem?
  - Ja... Może to trochę dziwnie zabrzmi, ale od zawsze przeczuwałem, że do kobiet nie ciągnie mnie w taki sam sposób, w jaki ciągnie mężczyznę heteroseksualnego. Pamiętasz, gdy w pierwszej gimnazjalnej wyjechałem na tydzień do wujka na wieś i opowiadałem ci potem o tym piegowatym kuzynie o czarnych jak smoła oczach, z którym spędzałem całe dnie obrzucając się sianem, lub kąpiąc w jeziorze? - Kimiko pokiwała głową. - To z nim miałem... wiesz... te swoje pierwsze doświadczenia...
  - Miałeś tylko czternaście lat! - przerwała mu oburzona Kimi. Spojrzał na nią karcącym wzrokiem. - Przepraszam, już ci nie przeszkadzam...
  - Więc, robiliśmy te wszystkie świetne rzeczy, których tak mi wtedy zazdrościłaś, ale dodatkowo... no wiesz... dochodziło między nami do czegoś więcej. Dotykaliśmy się tu czy tam, a w ostatnią noc mojego pobytu na wsi, poszliśmy na całość. Prawdopodobnie był pierwszym kolesiem... pierwszą osobą, w której byłem zauroczony, jeśli nie zakochany.
  - A potem wyjechał na studia, biedaku... - dokończyła za niego, patrząc nań współczującym wzrokiem. Pokręcił głową, ze smutkiem kierując wzrok na podłogę.
  - Wyjechał, to prawda, ale nie na studia - powiedział po chwili, ważąc słowa. - Miesiąc, lub dwa po moim powrocie do LA słyszałem rozmowę matki z naszą teraz już byłą pokojówką. Mówiła, że Phillip, ten kuzyn, znalazł sobie jakiegoś uroczego chłopaczka z pobliskiej wsi i pewnej nocy zwyczajnie zniknęli, jak gdyby rozpłynęli w powietrzu. Mój wujek jakiś tydzień po tym otrzymał list od niego, w którym Phillip pisał, że razem z tym chłopakiem wyprowadzili się do 'lepszego' miejsca. I na następny dzień wróciłem do domu w zielonych włosach. - Uśmiechnął się krzywo.
  - I dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Przecież bym to zrozumiała, poświęciłabym ci więcej czasu...
  - Miałaś wtedy te dwa koncerty, które były dla ciebie tak ważne. Nie chciałem zadręczać cię swoimi problemami.
  - Willy... - westchnęła dziewczyna, zastanawiając się, co teraz. Współczuła mu, to prawda, lecz coś jej podpowiadało, iż Willy już dawno zapomniał o swojej pierwszej miłości. Że do sedna sprawy jeszcze daleka droga.
  - Pytaj dalej. - Uśmiechnął się zachęcająco.
  - No dobrze, więc... - Nie wiedziała, jakich słów użyć.   - Jak to było... z tym...
  - Z gwałtem, zgadza się? - Znów pokiwała głową. - Więc, przyszedłem do szkoły i od razu skierowałem się do piwnicy, bo miałem tam jeszcze trochę trawki. Wziąłem całą działkę, bo wczorajsze lekcje nie należały do moich ulubionych. I wtedy pojawili się ci trzej i zażądali ode mnie działki. Skłamałem, że nie mam, a oni postanowili przesłuchać mnie za pomocą pięści. W końcu znaleźli to, czego szukali, plus mojego iPhone'a, zabrali wszystko, a mimo to jeden z nich i tak postanowił... skończyć to, co zaczęli. Potem spotkał mnie Lucas i resztę już znasz.
  - A ten Lucas to... diler, nie? - Mruknął "mhm". - Tommy coś mówił, że to twój chłopak.
  - Uwierz, że wolałbym, by było tak, jak mówisz, niż... nie, zresztą nieważne.
  - Ważne, Willy, nie ukrywaj już nic przede mną. - Położyła dłoń na jego dłoni i wiedział, że tym razem się nie wywinie. Nie powinien jej okłamywać. Nigdy więcej.
  - Chodzi mi o to, że... ja już kogoś kocham, wiesz? Ale to jednostronna miłość... - Pochylił się w jej stronę. - Ona mnie niszczy, Kimi. Rozsadza od środka.
  Azjatka zamyśliła się. Przypomniała sobie w głowie wszystkie te momenty, w których Willy w jakikolwiek sposób mógł zdradzić tożsamość osoby, która tak na niego wpływa. Nic sobie jednak nie przypomniała, z bardzo prostego powodu - już od dziecka była uczona, że bycie wścibskim nie jest porządaną cechą. Nie wiedziała natomiast, iż w przypadku przyjaciół, lub raczej - najlepszych przyjaciół, zasadę tę można nagiąć.
  -Znam go?
  William pokiwał głową, jednak wyraźnie owy fakt go nie cieszył.
  - Willy... - Zauważyła, że chłopakowi drżała broda, a wzrok nie mógł ustać w jednym miejscu. Mogło to oznaczać tylko jedno - zielonowłosy był bliski płaczu. - Lepiej jest się komuś wyżalić, Willy, niż trzymać to wszystko w środku.
  - Ja przecież to wiem... - mruknął, a pierwsze łzy wyciekły spod jego rzęs. - Po prostu nie chcę o tym myśleć... Już bym wolał zakochać się w dziewczynie, niż... - Zamilkł nagle. Przygryzł wargę i kciukiem zaczął masować wskazujący palec. - Niż w Tommym...
  - Zakochałeś się w Tommym? - spytała z niedowierzaniem, jak gdyby sam jej tego przed chwilą nie powiedział. Pokiwał głową. - W naszym Tommym? Tommym Shrewood, bratem Lottie? Ale... jak to jest... Jak to w ogóle możliwe? Przecież się przyjaźnimy! Wszyscy, całą czwórką!
  - Ja wiem, Kimi, przepraszam... Sam nie wiem, jak to się stało... Po prostu w pewnej chwili zacząłem... wiesz... inaczej na niego reagować. Na jego dotyk, rozmowy z nim... W pewnej chwili wszystko się zmieniło. Nawet nie zorientowałem się, kiedy... I... I się w nim zakochałem.
  - Ale... co jest takiego w Tommym, że... coś się zmieniło, że już nie uważasz go za przyjaciela, a za kogoś... więcej?
  - To było tutaj, za kulisami właśnie. Ty i Lottie, naćpane, opowiadałyście jakieś kiepskawe żarty na scenie, a Tommy stał tu ze mną i czekał, aż wstrzyknę sobie działkę, właściwie już nawet nie pamiętam, czemu czekał, aż wszyscy już będą mieć to z głowy. Ale czekał, i wtedy Lottie się potknęła. Tommy był tak zmartwiony, gdy widział, jak się zatacza, i tańczy na samym krańcu sceny, ale nie spada. Rzucił wszystko, co miał w rękach i podbiegł do niej, bo obaj wiedzieliśmy, że zaraz sobie coś zrobi. I ja byłem pewien, że postąpiłbym tak samo, gdybyś to ty miała zaraz spaść, lub gdybym widział, że Tommy nie byłby w stanie uratować Loretty. Ale mu się udało, dobiegł na czas i wszystko jakby się zatrzymało, gdy Lottie wpadła mu w ramiona. - Przezroczyste krople na powrót ozdobiły jego policzki. - A wtedy wyobraziłem sobie, jakby to było, gdyby to on naćpał się pierwszy. I gdyby zaczął świrować. I gdyby spadł i nikt nie potrafił go złapać. I gdybym tak... stracił go... gdybyśmy wszyscy go stracili...
  - A co takiego w nim lubisz? - zapytała, łagodniejszym już tonem.
  - Lubię... to, że niby jest blisko, a jednak daleko. Rozumiesz, prawda? Że stoi przed nami, a jednak odnosi się, do mnie przynajmniej, jakby mnie nie widział. Zawsze taki chłodny i obojętny. A jednak na swój sposób czuły. Opiekuńczy. Lubię jego uśmiech, którego chyba nigdy nie skierował w moją stronę. Jego oczy, mało mówiące. Mnie właściwie praktycznie nic nie mówiące. To, jak trzyma w dłoni fajkę, taki... zauważyłaś?... dziwny ruch ręką i... w ogóle. - Uśmiechnął się i przesunął dłonią po włosach, ruchem mówiącym: "dopiero zaczynam", mimo iż tak naprawdę już kończył. - Całego go lubię. Łącznie z wadami i zaletami, i niecodziennym wyglądem. Zwyczajnie go kocham.
~Sakura

wtorek, 3 marca 2015

Rozdział XI

 Kimiko obudziła się w swoim łóżku. Tuż obok ściany spod białej pościeli wystawały zielone włosy, a na stojących na przeciwko łóżka fotelach spali Lottie i Thomas. Trzymali się za dłonie, jakby wciąż mieli pięć lat. Nie budząc przyjaciół, wyślizgnęła się z pokoju i zeszła do kuchni. Spojrzała na wiszący na ściane zegar - była siódma rano. Pani Natsume przyjdzie dopiero w południe. Wyciągnęła z szafki cztery kwadratowe talerze i trzy zestawy bogato zdobionych pałeczek oraz wyjęła ze zmywarki różowy widelec Lottie i położyła go tuż obok. Nakryła stół zastawą i przyniosła miseczki z wasabi oraz imbirem, a po chwili wróciła się do kuchni po sos sojowy i tackę sushi, które zostało z nocy spędzonej z Lottie. Przypomniała sobie, że wczoraj wieczorem jej przyjaciółka wrzuciła woreczek z heroiną pod krzew rosnący przy wejściu. Otworzyła drzwi i wychyliła się za próg, nie odrywając stóp od podłogi. Musiała mocno się wyciągnąć by końcami palców dosięgnąć woreczka.
 - Kimi? Co ty robisz? - usłyszała za sobą głos Willy'ego. Musiał się obudzić akurat wtedy, gdy ona trwała w dość nietypowej pozie.
 - Nic, nic - powiedziała szybko i z trudem wróciła do pionu. Zatrzasnęła drzwi z hukiem i pokazała Willy'emu woreczek z białym proszkiem - Lottie wczoraj wrzuciła to pod krzak.
 - Po co? - Chłopak przeczesał palcami rozczochrane włosy. Kiedyś jego kosmyki były całe zielone, a dziś przybyło mu złotobrązowych odrostów. Poprawił przekrzywiony kolczyk w nosie, przez którego Kimiko nazywała go krową, aż do jego piętnastych urodzin.
 - Zapytaj Lottie. Niedługo powinna wstać.
Willy pomyślał, że "niedługo" mogło oznaczać nawet sześć godzin. Loretta potrafiła spać wszędzie i zawsze, a potem trudno było ją obudzić.
 Przyjaciele, nie czekając na resztę, usiedli przy stole i zaczęli jeść sushi.
 Jedli w ciszy. Kimiko czuła się trochę niezręcznie po wczorajszym wyznaniu Willy'ego. Jakaś jej część reagowała z dziwnym obrzydzeniem i wstydem, gdy patrzyła na przyjaciela. Inna z furią krzyczała na tą pierwszą, że to w końcu jej przyjaciel, którego zna od bardzo dawna, a masochizm nie zniszczy ich przyjaźni. W końcu William Smith i William Masochista Smith to jeden i ten sam człowiek.
 Willy podniósł wzrok znad talerza, otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale rozległ się huk i odwrócił głowę w kierunku schodów. Widział, że Kimi czuła się przy nim niepewnie. Powinien dać jej czas. Dużo czasu. Jego "przypadłość" była nienormalna i chora dla społeczeństwa. Cieszył się, że zareagowała tak spokojnie. Ktoś inny natychmiast wysłałby go do psychiatryka.
 Thomas wstał z fotela i spróbował obudzić Lottie. Cały czas do niej mówił, lekko ją dźgał w żebra, a ona wciąż spała. Przyłożył jej nawet do ucha głośnik, z którego leciała piosenka Thy Art Is Murder - Whore to a Chainsaw. Zrezygnowany podniósł ją z fotela. Narkotyki i ciągły stres osłabiły jego siłę fizyczną, ale wciąż mógł podnieść swoją siostrę i przenieść ją kilkadziesiąt metrów. Gdy obrócił się w stronę drzwi przez nieuwagę nogą Lottie strącił lampkę z biurka. Miał tyle szczęścia, że lampka była solidna i się nie roztrzaskała w drobny mak. Ostrożnie stawiając stopy zszedł po spiralnych schodach. Wciąż miał nadzieję, że siostra się obudzi i nie będzie musiał jej nieść pod sam akademik. Spieszył się. Znalazł pokój dla Lottie, w dodatku za darmo i pod jego nosem. I musiał się tam zjawić za pół godziny.
 - Hej, To-ommy - przywitała go Kimiko. Nigdy jeszcze nie widziała żeby Thomas prawie biegł ze śpiącą Lottie w ramionach.
 - Musimy iść. Teraz, szybko - wydusił z siebie i wyszedł z domu.
 Kimiko ze zdziwieniem spojrzała na Williama.
 - Co on robi?
 - Znalazł darmowy pokój dla Lottie tuż obok akademika. U jakiejś starszej pani z trzema kotami.
 Thomasowi udało się obudzić siostrę akurat wtedy, gdy opadał z sił. Teraz stał pod drzwiami małego, różowego domu z zadbanym ogródkiem i otaczającym go białym płotem. Jedną ręką podtrzymywał Lottie, a drugą trzymał notatki dotyczące pielęgniarstwa. Od pięciu minut czekał, aż pani Lara Sarah Douglas otworzy mu drzwi.
 Lara Sarah Douglas wymagała od wszystkich, by posługiwali się jej pełnymi imionami. Od ponad trzydziestu lat zajmowała się konserwowaniem powierzchni płaskich. Nie lubiła gdy była nazywana sprzątaczką lub woźną. Ona była konserwatorem. Wiodła spokojne życie pełne kotów. To właśnie przez te zwierzęta mąż Lary Sarah - Michael - zostawił ją. Stwierdził, że kocha je bardziej, niż jego i odszedł od niej raz na zawsze. Nie wiedziała, że studenci nazywali ją Dilerem. Każde pokolenie zwracało uwagę na jej inicjały, śmiało się i kontynuowało tradycję nazywania Lary Sarah Dilerem. Pani Douglas była typową "uroczą staruszką". Kochała młodzież, pracowała w ogródku, czytała romansidła z XVIII wieku i co niedzielę chodziła na mszę świętą. Właśnie z tej miłości do młodych zgodziła się przyjąć Lottie pod swój dach.
 Po kolejnych pięciu minutach drzwi się otworzyły. Thomas przywołał na twarz uśmiech i lekko uszczypnął Lottie pod żebrami, żeby oprzytomniała. Pani Douglas również się uśmiechnęła i zaprosiła ich do środka, jednak chłopak odmówił. Miał dziesięć minut żeby dotrzeć do szpitala. Przeprosił raz jeszcze, pocałował Lottie w czoło i dyskretnie wcisnął jej w kieszeń od spodni skręta. Wiedział, że nie wytrzyma bez narkotyków; pani Douglas nie mogła się dowiedzieć o ich nałogu, a że lekko niedowidziała gdyby przypadkiem zobaczyła Lorettę ze skrętem uznałaby go za zwykłego papierosa.
 Lottie już drugą godzinę siedziała przy stoliku i piła herbatę z panią Larą Sarah. Miała ochotę udusić Thomasa za to, że znalazł jej pokój w domu starszej pani z manią na punkcie swoich kotów - Christiana, Papucia i Chamberlana. Wszystkie trzy agresywne i grube. Pani Douglas nalała jej kolejną filiżankę herbaty i zaczęła opowiadać o Papuciu. Miał już pięć lat, znalazła go na ulicy, dwa razy potrącił go samochód i dlatego miał lekko skrzywiony ogon na końcu, je tylko karmę Whiskas, nie znosi dzwoneczków przy obróżce, a jego biała plama na głowie oznacza wysoką inteligencję. Papuć nie wyglądał na bystrego, raczej jak zdegustowany i gardzący wszystkim czarny kot z rozlanym mlekiem na szczycie głowy. Po chwili zastanowienia się czy dać jedną czy dwie łyżeczki cukru do herbaty, pani Douglas uświadomiła sobie, że za pół godziny musi "konserwować powierzchnie płaskie" w akademiku. Powiedziała, że obiad jest w lodówce i żeby nakarmić koty, po czym zarzuciła płaszcz i wyszła.
 Lottie spojrzała krzywo na Papucia, który siedział na parapecie tuż obok jej głowy. Kot odwzajemnił spojrzenie i odwrócił się do niej ogonem. Podniosła z ziemi swoją walizkę, którą Thomas przyniósł dzień wcześniej i weszła do swojego pokoju na piętrze. Ściany miał białe, a pod nimi stały proste meble z jasnego drewna. Dziewczyna położyła się na łóżko i zasnęła. Miała dość herbaty, kotów, Lary Sarah Douglas i potrzebowała narkotyków.
 Z tego wszystkiego zapomniała nakarmić Papucia, Christiana i Chamberlana o trzeciej po południu.
 William Smith siedział na pudrowo-różowej pufie i zastanawiał się, jak polepszyć humor swojej przyjaciółce. Siedział w jej pokoju i czekał, aż dziewczyna zmyje z siebie wczorajszy stres. On zrobił to już dawno; teraz siedział w ciemnych jeansach i białej koszuli, którą kiedyś zostawił u Kimiko. Z całej czwórki, to on najwięcej ćpał. Oprócz dostaw od Thomasa, który zdobywał je od dilerów miał jeszcze Lucasa, a Lucas mu nie skąpił. Oczywiście, dzielił się tym co dostał z resztą, jednak jakaś tam część trafiała do jego żył wcześniej, niż do pozostałych. Domyślał się, że gdyby nie Thomas, Lottie by najwięcej brała. Doskonale pamiętał gdy wpadła w miesięczny ciąg. Wraz z jej bratem wmówił Kimiko, że Lottie jest chora. Nie chcieli by widziała swoją przyjaciółkę w takim stanie.
 - Narkotyki spieprzyły nam wszystko - mruknął.

~Aroosa