niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział X

~Wybaczcie, że z jednodniowym opóżnieniem, ale wiecie - walentynki~
- Skup się, Thomas, nie zasypiaj! - warknął do siebie, pocierając zmęczone powieki. Dopiero zaczął, lecz przez zmęczenie w jego pamięci nie zostało ani jedno słowo z przed chwilą czytanej notatki. Miał nadzieję, że Kimiko, gdzieś pomiędzy całym tym japońskim żarciem posiada jakieś napoje energetyczne, gdyż przez Willy'ego był strasznie zmęczony, jak nigdy. Jednakże, cieszył się, że potrafił mu pomóc. I wciąż zastanawiało go, po co i kto mógłby zrobić coś takiego chłopakowi.
Postanowił, że pójdzie wreszcie po coś z dużą ilością kofeiny, ponieważ już czuł, że zaśnie z głową na książkach. Wstał z krzesła i zanurzył stopy we frędzlowatym, białym dywanie, a następnie przeciągnął się. Strzeliło mu kilka kosteczek i kości, a on wciąż czuł, iż za kilka chwil zaśnie nawet na stojąco.
Otworzył drzwi sypialni azjatki, które wyjątkowo nie zaskrzypiały, kierując się korytarzem w stronę zakręcanych, drewnianych stopni. Lśniły czystością, jak wszystko w tym domu. Państwo Yumina mieli jakiegoś fiśka na punkcie czystości. Choć tak właściwie Thomas w ich domu czuł się dużo lepiej, niż w akademiku, o jego własnym nie wspominając.
Zszedł po schodach, a cisza panująca na dole była dziwna i nienaturalna. Wiedział, że mogli czuć się odrobinę skrępowani ze świadomością tego, co stało się zielonowłosemu, ale aż tak, by nic nie mówić? To w ogóle było możliwe?
- Tak właściwie, to co ci się stało? - usłyszał głos swojej siostry. Czyli cisza była chwilowa.
Następnym głosem, który dotarł do jego uszu, był ten należący do Willy'ego. Nie rozumiał jednak słów, a jedynie cichy mamrot. Zaciekawiło go to, podszedł więc do drzwi salonu.
- Podobało ci się to?! - Głos Kimiko przepełniony był wyrzutem. Jakby oskarżała go o to, że sam zgotował sobie taki los. Może jakby usłyszał wypowiedź chłopaka, zrozumiałby, o co tyle krzyku? Bo jakoś chyba sens tego zdania mu gdzieś umknął. Coś dzwoniło, ale w którym kościele...?
- Kimiko... - Tym razem usłyszał wyraźnie imię azjatki. William dawno go nie używał, zazwyczaj stosował krótsze "Kimi".
- Ja nie chcę, by coś ci się stało, rozumiesz?! - Pierwszy raz w ciągu ich dziesięcioletniej znajomości dziewczyna podniosła na niego głos. Chciał wejść i dowiedzieć się prawdy, lecz wciąż się powstrzymywał... Jakby coś kazało mu tam stać i przysłuchiwać rozmowie.
Swoją drogą, dziwne, że jeszcze go nie usłyszeli. Nie starał się jakoś specjalnie, by ukryć swą obecność, a jedynie pragnął zaspokoić swą ciekawość. I to owa ciekawość odegnała od niego zmęczenie.
- Nie chcę cię zmieniać. - Przeklął się w myślach za chwilową nieuwagę, przez którą kompletnie nic już nie rozumiał. - Po prostu nie chcę, by ktoś o drugiej w nocy przyprowadził cię pobitego pod mój dom. To się nazywa masochizm, tak? Nie ma jakiejś lżejszej odmiany tego?
- Nie, Kimi. Nic już z tym nie zrobisz. Przykro mi.
Minuty mijały, a Thomas stał, jak ten posąg, zastanawiając się w myślach, czy wejść teraz i dalej zadręczać Willy'ego tą, zapewne krępującą, rozmową, czy zapytać o to później, gdy ten trochę ochłonie, lecz w myślach dalej będzie pamiętać. Wiedział, że chodzi o gwałt. Trzeba by było być idiotą [lub dzieckiem - dop. aut.], by nie skojarzyć faktów. Chciał znać szczegóły i jednocześnie bał się, że ciężar słów Williama go zmiażdży. Istny paradoks.
Po kolejnej minucie, gdy usłyszał skrzyp kanapy, jak gdyby ktoś z niej wstawał, otworzył drzwi. William spojrzał nań nieobecnym wzrokiem, ni zlękniony, ni zdenerwowany. Po prostu mówiący, iż może Willy jest tam ciałem, lecz duchem już dawno przemierza przestworza.
- Chcę wiedzieć - rzekł, nie odwracając wzroku od oczu zielonowłosego. Nie zauważył nawet tego, że zarówno Kimiko, jak i Loretta, zatrzymały się w miejscu, niczym sparaliżowane.
- Ile usłyszałeś? - zapytała Kimiko, brzmiąc bardziej jak matka chłopaka, aniżeli jego najlepsza przyjaciółka.
- Tyle, ile powinienem. - Nie zamierzał być wredny. Po prostu chciał konkretów. Nie półsłówek i podtekstów. Konkretnych informacji z ust Williama.
- Chcesz wiedzieć? - zapytał Willy, nagle jakby odzyskując siebie. Jego tęczówki stały się intensywniejsze, lecz prawdopodobnie było to spowodowane światłem, w stronę którego obróciła się jego głowa, gdy Tommy odpowiedział twierdząco. - To usiądź i słuchaj. Nie zamierzam powtarzać wszystkiego po raz trzeci.
Na twarzach pozostałej trójki wymalowała się ulga. Dzięki obecności Thomasa, co było dziwne, gdyż ci dwaj nie byli z sobą tak zżyci, jak zielonowłosy i Kimiko, William wracał.
Student wykonał polecenie i po chwili siedział w fotelu po lewej stronie Williama, przypatrując mu się uważnie i spijając każde jego słowo, jak gdyby opowieść chłopaka miała dać mu coś wspaniałego. I dała. Tommy zrozumiał. Do tej pory uważał masochizm za fetysz tak dziwaczny i nieosiągalny, że zaliczał go wręcz do kategorii wraz z zoofilią, ale gdy słyszał z ust samego masochisty, jak to jest, gdy przyjemność mieszana jest z bólem, i jak wspaniale i jednocześnie okropnie ten się czuł, słysząc pogardę w ustach oprawcy, czując wszystko, mimo odurzającego działania narkotyków, każdy jego ruch. Jak cierpienie okalało jego ciało, a wewnątrz siebie czuł ciepło i spełnienie... Jakby ból był wszystkim, na co czekał od chwili narodzin.
Gdy William zakończył historię, przez kilka chwil pulsowało mu w czaszce, a jego oddech był przyspieszony. Nie patrzył już na Tommy'ego, Lottie, ani Kimiko, a przed siebie. I nie odleciał. Wciąż tam był.
Pozostali nie byli jednak pewni, na jak długo.
Thomas wstał, po czym podszedł do niego, następnie uniósł go jak marionetkę i wtulił w swoje ciało. Ten uścisk różnił się od tego, jaki William otrzymał od Lucasa. Był milszy i cieplejszy. I pierwszy, jaki otrzymał od Tommy'ego.
Kimiko i Loretta spojrzały po sobie, by następnie bez słowa podejść do nich i dołączyć do uścisku. Thomas, wyższy oraz lepiej zbudowany od nich wszystkich, objął je również. I trwali tak kilka chwil, póki Willy, znajdujący się w samym środku, nie roześmiał się dźwięcznie.
Nie stracił przyjaciół. Upewnił się jedynie w tym, że niezależnie od tego, jakie jeszcze dziwactwa w sobie odnajdzie, oni wciąż będą przy nim. Czuł się w tamtej chwili najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
~Sakura