niedziela, 28 września 2014

Rozdział IV

               Obudził się z dziwnym ciężarem na klatce piersiowej. Spróbował podnieść głowę, bolała go niemiłosiernie. Odgarnął z czoła włosy i spróbował raz jeszcze. Udało się dopiero za trzecim razem.
               - Willy? - zapytał zachrypniętym głosem, widząc na sobie jaskrawo-zieloną czuprynę. Chłopak wymamrotał coś sennie, zamlaskał parę razy i objął go ręką jeszcze mocniej. - Willy! - powiedział już głośniej, co wyraźnie poskutkowało.
               - Co się dzieje? - spytał Smith nieprzytomnie, lekko unosząc głowę. Syknął i przyłożył dłoń do skroni. - Ale mnie głowa napierdala...
               - Mnie też, nie martw się... - Tommy spróbował go z siebie zepchnąć.
               - Auć, delikatniej proszę. - William podniósł się samodzielnie i oparł o krawędź autka, w którym najwyraźniej zasnęli. Tylko dlaczego razem? - Która godzina? - po przeszukaniu kieszeni nie znalazł telefonu, musiał go zostawić u Lucasa. Cóż, przynajmniej wiedział, że komórka jest bezpieczna. Matka by go zabiła za zgubienie kolejnego iPhone'a. Po szkole będzie musiał podejść do Hagrenay'a.
               - Za pięć siódma. - o, czyli zdąży przed szkołą. - O której masz pierwszą lekcję?
               - O ósmej, a po co ci to wiedzieć?
               - W sumie to nie wiem, tak spytałem. - Tommy podrapał się po karku. - Ej, a tak właściwie... - zaczął po dłuższej chwili. - ...jak to się stało, że zasnęliśmy razem?
               Willy uroczo się zarumienił i spuścił trochę głowę.
               - Pojęcia nie mam. - wymamrotał.
               - Dobra, nieważne. Idziesz do domu, szkoły czy łazisz po mieście?
               - Chyba trochę połażę. Do szkoły jeszcze za wcześnie, a jak się teraz w domu pojawię to matka zacznie przesłuchanie. Jak wrócę to jej powiem, że spałem u znajomego czy coś... kit z tym. - machnął ręką i wygramolił się ze zminiaturyzowanego samochodziku. - A ty?
               - Przejdę się z tobą. - Thomas wyszedł zaraz za nim i pierwszy skierował się w stronę wyjścia z wesołego miasteczka.
               - Tyle że wiesz... chciałem odwiedzić znajomego i tak trochę głupio by było, gdybyś był ze mną i ty. - Tommy spojrzał na niego z ukosa.
               - Ty albo się mnie wstydzisz, albo to ktoś bliższy i nie chcesz mi tego kogoś przedstawić. Która opcja?
               - Żadna! - powiedział szybko, chyba trochę zbyt szybko, gdyż podejrzliwy wzrok Thomasa przewiercał go na wylot.
               - W takim razie idę z tobą.
               - Nie! - zaprzeczył stanowczo i gwałtownie stanął, krzyżując ramiona na piersi.
               - Nie bądź dziecko. - William zastanowił się przez chwilę, aż w końcu dał spokój i rzekł cicho:
               - OK, ale nie wchodź tam ze mną i nie gadaj do niego, bo jeśli coś palniesz, to nie ręczę za siebie.
               - Ty jesteś gejem?
               - Skąd ten pomysł? - Willy zaczął nerwowo rozglądać się na boki.
               - Bo tak pomyślałem, że idziesz do swojej dziewczyny, a jak powiedziałeś "nie gadaj do niego" to mi po prostu wpadło do głowy, że to może być twój chłopak.
               - Mówiłem przecież, że idę do znajomego... zresztą, zostawiłem u niego ostatnio telefon i teraz chcę go odzyskać.
               - I to jest ta mega ważna sprawa, przy której ma mnie nie być? - Tommy był doprawdy wstrząśnięty. Skoro Smith chciał tylko odzyskać swoją własność, to do kogo tak ważnego się wybierał?
               - Możesz nie iść. - Willy przyspieszył kroku, nie oglądając się za siebie. Oby Tommy'emu nie zebrało się na pogaduchy.
               - Ale idę. - Thomas zrównał się z nim. - To do kogo idziemy, hę?
               - Taki jeden, nie znasz.
               - Jak się nazywa?
               - Lucas. - Willy przystanął na chwilę, by sprawdzić rozkład jazdy. Za dwie minuty przyjeżdża pierwszy autobus. Oparł się o znak przystanku i patrzył ze znużeniem na rutynowe zajęcia mieszkańców LA. To było takie nudne.
               - A nazwisko?
               - Nie mogę podać.
               Tommy rozejrzał się i spytał przyciszonym głosem:
               - To dealer? - Willy powoli skierował wzrok na niego i po kilku chwilach znów zaczął obserwować ludzi. Liczył, że Thomas zrozumie, iż rozmowa zakończona. - No weź, Willy, jeśli jesteś gejem, albo zadajesz się z dealerami, to nie moja sprawa. Więc łaskawie powiedz, co to za gość.
               - Skoro cię to nie interesuje, to nie muszę podawać ci odpowiedzi. - Tommy chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz William mu przerwał. - Jedzie nasz ban.
               - Autobus.
               - Ban. - zawsze się o to kłócili. Dla jednego, jak i drugiego, było to solidnym rozpoczęciem dnia.
               - Nieważne. Gdzie wysiadamy? - zapytał Tommy, gdy rozsiedli się wygodnie na tyłach pustego autobusu.
               - W Playa Vista.
               - Spoko. Użyczysz mi swojego ramienia? Spać mi się chce.
               - OK. - Willy oparł głowę o zakurzoną szybę autobusu. Nie przejmował się tym, że się ubrudzi. Chciał już być u Lucasa, odebrać swój telefon i jechać do szkoły, jednocześnie żegnając się z Tommym. Im więcej czasu z nim przebywał, tym większy szum miał w głowie. To go z lekka przerażało.
___
               - O, panicz William, co panicza tu sprowadza? - zapytał Lucas, widząc na progu swojego domostwa jego dzieciaka z jakimś typkiem, który zapewne nie wiedział, jak Willy spłaca u niego swoje długi. Lubił go, i nie chciał przez jedną gafę stracić z nim wszelkich kontaktów.
               - Bardzo śmieszne, Lucas. - Willy zgromił go wzrokiem. - Nie zostawiłem u ciebie przypadkiem mojego telefonu?
               - IPhone ubrany w Stitch'a?
               - No.
               - A wiesz, że nie mam pojęcia? Wejdźcie, poczekacie sobie, a ja go poszukam. - Lucas kopnął z przejścia swoje rozsznurowane tenisówki i wszedł w głąb mieszkania. Skręcił w lewo, odsuwając zwisające z futryny sznurki, by goście mogli przejść do salonu. - Jest mały bałagan, ale jak się zabierze te ciuchy z kanapy, to już się robi więcej miejsca.
               Tommy zrobił to, co doradził mu Lucas i rozsiadł się wygodnie na kanapie, natomiast Willy wciąż stał przy dealerze.
               - Ej, Tommy, ja pójdę z Lucasem, OK? Zaraz będziemy.
               - To może ja też pomogę szukać?
               - Ty śpij. - Willy zauważył pod ścianą poduszkę relaksacyjną, którą Hagrenay dostał w prezencie od swojej byłej, i rzucił nią w Tommy'ego.
               - Jeśli zamierzacie się pieprzyć, to zróbcie to w miarę cicho i szybko. - Tommy złapał poduszkę, lecz nie zamierzał z niej skorzystać. Zamiast tego ułożył się w pozycji leżącej z głową na podłodze i patrzył wyczekująco, aż obaj wyjdą z salonu.
               - To idziemy się pieprzyć. - Lucas złapał Willy'ego w pasie i wyszedł z nim z pomieszczenia, kierując się w stronę sypialni.
               - Nie żartuj tak, idioto! - William odtrącił jego rękę i z rozpędu wszedł do sypialni.
               - Sam sobie szukaj tego telefonu.
               - Jakiś ty uczynny. - prychnął rozzłoszczony, na klęczkach szukając swojej cennej komórki. Miał na niej masę plików, esemesów i zdjęć, których nikt poza nim nie powinien widzieć. A już na pewno nie Lucas.
               - Jeśli uprawiałbyś ze mną seks w chwili obecnej, być może mógłbyś liczyć na moją pomoc.
               - Mowy nie ma. - warknął. Dwie ściany dalej czekał na niego Tommy. Za Chiny nie będzie się pieprzył pod jego nosem.
               - A jeśli wiem, gdzie jest twój telefon? - Skończyła się zabawa.
               - Mówiłeś, że nie wiesz. - Willy momentalnie wstał, odwracając się przodem do Lucasa.
               - Willy, naiwniaczku, ja zawsze wiem, gdzie w moim domu znajdę wartościowe przedmioty.
               - Ah tak? To w takim razie, gdzie jest twój...?
               - Mój kluczyk od sejfu? Oczywiście, w twojej kieszeni. Wiem, że chciałeś mnie nim szantażować, jak już przeszukasz całą sypialnię i nie znajdziesz telefonu. Tylko zapomniałeś o jednym szczególe, to nie ty ustalasz zasady. I teraz albo pozwolisz mi się grzecznie zerżnąć, albo koniec naszej umowy i twój zgrabny tyłek nigdy nie zagrzeje tu miejsca, a każde twoje następne "zapożyczenie się" u mnie, będzie cię kosztować coraz więcej. - Hagrenay z każdym słowem zbliżał się do Willy'ego, który zaczął się cofać, nieświadomie idąc w stronę łóżka. - To jak robimy?
               Willy miał łzy w oczach i całkowitą papkę w głowie. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. No cóż, najwyraźniej grubo się pomylił, a Lucas po raz kolejny u niego zapunktował. Ta decyzja to był jego wóz albo przewóz: przełknąć upokorzenie i pozwolić, by Tommy słyszał, jak pieprzy się z Lucasem, lub odmówić dalszej współpracy i być bezużytecznym w ich paczce, czym z pewnością nie spodoba się Thomasowi.
               Dlaczego mężczyzna musiał aż tak nalegać, by przyjść tu razem z nim? Nie mógł pójść poszukać Lottie, albo iść odespać do akademika? Ta jego ciekawość kiedyś go zgubi.
               Willy zamiast oskarżać i przerzucać winę z jednego na drugiego, zastanowił się, czy kiedykolwiek miał u Tommy'ego jakieś szanse. Bardzo w to wątpił. Nawet dzisiaj mężczyzna powiedział mu, że nie przeszkadzałoby mu, gdyby kogoś miał, nawet jeśli byłby to mężczyzna.
               Smith otarł łzy z twarzy i wpił się w usta Lucasa, kładąc się z nim na łóżko. Nigdy nie będzie miał szans u Tommy'ego, więc dlaczego nie spróbować z kimś innym?
___
               - Tommy, pobudka! - krzyknął Willy, pochylając się nad uchem Thomasa.
               - Już skończyliście? - zapytał zaspanym głosem Tommy, pocierając swoje ucho.
               - Ta. A teraz wstawaj, bo spóźnimy się na kolejnego bana. - Willy odwrócił się na pięcie i skierował się do drzwi wyjściowych, specjalnie ignorując Lucasa, który widząc jego zachowanie zaśmiał się cicho pod nosem.
               Tommy podążył jego krokami i nim zdążył chwycić klamkę u drzwi, zapytał:
               - Nie chcesz się pożegnać ze swoim facetem?
               - On nie jest...
               - Właśnie, Willy, nie chcesz się pożegnać? - Lucas z wrednym uśmieszkiem skrzyżował ramiona na piersi. William, nie bardzo mając wybór, prychnął zirytowany i pomaszerował do Hagrenay'a, całując go szybko w usta. Już chciał wybiec na podwórko, gdzie czekał na niego Tommy, gdy dealer przyciągnął go do siebie i szepnął:
               - Nie waż się więcej kraść, Willy, bo możesz tego pożałować. - i puścił go, zatrzaskując za nim drzwi.

~Sakura