sobota, 15 lutego 2014

Rozdział II

Na początku chciałam tylko poinformować, iż ten blog piszą dwie osoby, stąd w nicku Aroosa i Sakura. Jesteśmy współautorkami i jeśli ktoś chciałby pisać do jednej z nas, to proszę określić, do której. Napisałyśmy notkę autorską wspólnymi siłami i chciałyśmy ją opublikować przed pierwszym rozdziałem, ale Aroosa napisała ten rozdział szybciej, więc tak w sumie był mały problemik. I dlatego też pewnie nie zauważyliście tej notki, drodzy czytelnicy (tak swoją drogą, cieszę się – i Aru pewnie też – że jest Was tak dużo =^^=), gdyż zmieniłam datę i pojawiła się później, lecz przed rozdziałami.
To ten… zapraszam do czytania (i przepraszam, że tak krótkie)~!

               - Willy, wstawaj! – usłyszał z dołu głos swojej matki, zawsze budziła go przed wyjściem do pracy. Przeciągnął się, odrzucił kołdrę i postawił stopy na ciepłym dywanie. Spojrzał na plan lekcji, wiszący obok szafy. Tak, dziś sprawdzian. Kolejny w tym tygodniu. Dlaczego ci nauczyciele tak się na nich uwzięli? Zmówili się, czy jak? – Spóźnisz się do szkoły!

              - Już wstałem! – odkrzyknął w stronę drzwi. Usłyszał z dołu głośne trzaśnięcie. Matka też nie miała ostatnio lekko w pracy.

               Ziewnął przeciągle i powlókł się do łazienki. Po załatwieniu podstawowych czynności, przebrał się w zostawione wczorajszego wieczoru ubrania. Zawiązał tenisówki i, przeskakując po dwa stopnie, zszedł ze schodów. Założył kurtkę i wziął z szafki klucze. Śniadań nigdy nie jadał.

               Zamykając drzwi, przejrzał się jeszcze ostatecznie w szybie okna. Wyglądał tak jak zwykle. To dobrze. Pogwizdując cicho, ruszył wzdłuż ulicy w kierunku przystanku autobusowego. Nie zamierzał iść dziś do szkoły, musiał zapożyczyć się u Lucasa. I szczerze liczył na to, iż mężczyzna nie będzie mu znów kazał spłacać się w naturze.

              Skręcając w kolejną uliczkę, odrzucił od siebie zbędne myśli. Będzie to co będzie, najwyżej znów to zrobi. Znów dla nich. I znów bez podziękowania od tego, dla którego najbardziej się stara.

               Zapukał do drzwi i odczekał chwilę, nim Hagrenay mu otworzył.

               - Czego tu? – warknął, podnosząc wzrok z czytanej właśnie gazety. Jego czarne jak smoła włosy, leciały mu na twarz w artystycznym nieładzie, zakrywając błysk pożądania, który pojawił się w tych brązowych tęczówkach. – O, to ty, wchodź. – otworzył szerzej drzwi, wpuszczając gościa do środka. – Znów to samo co ostatnio?

               Willy pokiwał głową, a Lucas zaczął grzebać w szufladzie, wreszcie wyjmując z niej mały kluczyk.

               - Poczekaj chwilę. – powiedział i ruszył w głąb mieszkania, zostawiając Smitha w przedpokoju. Wrócił chwilę później, niosąc foliowy woreczek, a w nim kilka białych tabletek. Wystawił rękę, jednak wciąż nie podał chłopakowi zawartości. – Kiedy będziesz mógł to spłacić?

              - Mogę nawet teraz. Byle jak najszybciej. – odpowiedział, starając się nad tym, by jego głos brzmiał obojętnie. Lucas jedynie jemu pozwalał spłacać dragi w „ten” sposób.

               - To chodź. – mężczyzna uśmiechnął się szeroko, odkładając woreczek i kluczyk do szuflady. Pociągnął Willy’ego za rękaw i ruszył z nim przez salon do sypialni. Rzucił chłopaka na łóżko, samemu rozpinając spodnie.

*

               Kilka godzin później, William Smith wychodził z domu najlepszego dealera w mieście, mając w kieszeni ilość narkotyków, idealnie równą, by się zabić. Jednak nie to było jego priorytetem. Chciał, by on wreszcie był z niego zadowolony, tak jak miesiąc wcześniej, gdy znów musiał się poświęcić, lub raczej swoje ciało, by zdobyć LSD. Chciał być kimś więcej, niż tylko obiektem do podśmiewania.

               Mijając ten sam przystanek, rozejrzał się uważnie. Zazwyczaj to tu szlajała się Lottie, gdy po szkole na niego czekała, lub gdy po powrocie z miasta nie miała co robić.

               - Willy! – usłyszał z tyłu. Odwrócił się, a uśmiech sam cisnął mu się na usta. Biegła ku niemu Loretta, ciągnąc też swojego brata. Gdy wreszcie do niego dobiegła, podparła się o kolana, ciężko dysząc. Wreszcie wyprostowała się jak struna i zapytała: – Była tu już Kimi?

              - A miała być?

               - Ten jak zwykle nic nie wie. – mruknął pod nosem Thomas, jednak tak, by oboje go słyszeli.

               - Jakbyś nie wiedział, nie było mnie w szkole.

               - Pieprzony buntownik się znalazł. Kto za ciebie maturę zda?

               - Uczę się dobrze, ale to już nie twoja sprawa. – by spojrzeć mu w oczy, musiał podnieść głowę do góry. Skrzyżował ramiona na piersi i czekał na atak, który jednak nie nadszedł.

               - Nie kłóćcie się. – westchnęła Lottie.

               - Właśnie, to strasznie dziecinne. – dopowiedziała Kimiko, dołączając do nich.

               - Wreszcie jesteś. – Loretta wyszczerzyła swe śnieżnobiałe ząbki, rzucając się na szyję przyjaciółce.

              - Nie widziałyśmy się dopiero od wczoraj, stało się coś?

               - Tommy wyczytał w jakiejś gazecie coś o napadzie na córkę jakichś bogaczy, nie pamiętam dokładnie… Ale dobrze, że to nie ty. – nadal się uśmiechała od ucha do ucha.

               - Idziemy tam gdzie zawsze, czy szukamy innego miejsca? Te menele wciąż tam mogą być. – zapytał Willy.

               - To się okaże na miejscu. Jeśli wciąż tam będą, to szukamy czegoś innego. – odpowiedział mu Tommy, wyciągając z kieszeni kurtki bilety.

*
  
             Jak się okazało, grupa pijaczków zagnieździła się w kinie na stałe, toteż Thomas zarządził jak najszybszy odwrót.

               - To gdzie idziemy? – zapytała Kimiko. Jej jedyną ucieczką od rzeczywistości były właśnie narkotyki, jeśli nie miała gdzie ćpać, jej świat się kończył.

               - Znajdziemy coś, nie martw się. – powiedział pewnie Tommy, jednak Willy wiedział, że ta pewność jest jedynie na pokaz. Obserwował go na tyle długo, by zauważyć takie rzeczy. Nie to, żeby był jakimś maniakiem, po prostu brat Loretty fascynował go odkąd tylko się poznali.

               - Wiecie… znam chyba jedno miejsce. – powiedziała niepewnie Lottie, okręcając sobie kosmyk włosów wokół palca.

              - Nie możemy tam iść. To za blisko domu. – powiedział Tommy, wiedząc o jakie miejsce siostrze chodzi.

               - Ale jak na razie tylko tam możemy ćpać bez strachu o to, czy ktoś nas przyłapie. Nikt tam nigdy nie chodzi, bo wszystko się zawaliło.

               - Ona ma racje, Tommy, teraz jedynie tam możemy pójść. Jeśli znasz jakieś inne miejsce, to nas oświeć. – powiedziała Kimiko, patrząc mu hardo w oczy. W tamtej chwili potrzebowała narkotyków, jak niczego innego.

               - Okej. – powiedział w końcu, gdy natarczywy wzrok jego siostry nie dawał mu spokoju.

*

               - To nawet nie jest aż taka ruina, jak ją zapamiętałem. – powiedział Willy, przyglądając się wszystkiemu wokół. Wielkie karuzele wyglądały tak marnie, że to aż dziw, iż jeszcze stały. Natomiast cała reszta wyglądała w miarę normalnie, lub przynajmniej, stabilnie, różniły się jedynie tym, iż teraz były całe w różnokolorowych graffiti.

               - To… kto co ma? – zapytała Loretta, przyglądając się twarzom zebranych.

               - Ja mam jedynie trochę heroiny. – powiedziała niepewnie Kimi.

               - Masz coś, bracie?

               - Niestety. – westchnął chłopak.

              - A ty, Willy?

               Smith pogrzebał trochę w kieszeni, udając, że szuka tego, co już od dawna trzymał w dłoni. Wyciągnął wreszcie foliowy woreczek, pokazując reszcie, co udało mu się zdobyć. Kimi zaświeciły się oczy i podbiegła do niego, od razu cała w skowronkach.

               - Mam nadzieję, że tego nie ukradłeś jakiemuś innemu narkomanowi, lub - co gorsza - dealerowi? – warknął na niego Tommy. William pokręcił głową.

               - Kupiłem to.

               - No ja myślę. – powiedział w końcu, zawiedziony, po kilkusekundowym mierzeniu się wzrokiem. Wziął od drugiego chłopaka woreczek, wysypując jego zawartość na otwartą dłoń. Policzył tabletki: dokładnie sześć. Dał każdemu po jednej, rozdzielając dwie ostatnie na pół i również wręczając je reszcie.

               - Obyśmy nie zdechli. – westchnął Willy, jak zwykle przed braniem czegoś tak silnego.

~Sakura