wtorek, 3 marca 2015

Rozdział XI

 Kimiko obudziła się w swoim łóżku. Tuż obok ściany spod białej pościeli wystawały zielone włosy, a na stojących na przeciwko łóżka fotelach spali Lottie i Thomas. Trzymali się za dłonie, jakby wciąż mieli pięć lat. Nie budząc przyjaciół, wyślizgnęła się z pokoju i zeszła do kuchni. Spojrzała na wiszący na ściane zegar - była siódma rano. Pani Natsume przyjdzie dopiero w południe. Wyciągnęła z szafki cztery kwadratowe talerze i trzy zestawy bogato zdobionych pałeczek oraz wyjęła ze zmywarki różowy widelec Lottie i położyła go tuż obok. Nakryła stół zastawą i przyniosła miseczki z wasabi oraz imbirem, a po chwili wróciła się do kuchni po sos sojowy i tackę sushi, które zostało z nocy spędzonej z Lottie. Przypomniała sobie, że wczoraj wieczorem jej przyjaciółka wrzuciła woreczek z heroiną pod krzew rosnący przy wejściu. Otworzyła drzwi i wychyliła się za próg, nie odrywając stóp od podłogi. Musiała mocno się wyciągnąć by końcami palców dosięgnąć woreczka.
 - Kimi? Co ty robisz? - usłyszała za sobą głos Willy'ego. Musiał się obudzić akurat wtedy, gdy ona trwała w dość nietypowej pozie.
 - Nic, nic - powiedziała szybko i z trudem wróciła do pionu. Zatrzasnęła drzwi z hukiem i pokazała Willy'emu woreczek z białym proszkiem - Lottie wczoraj wrzuciła to pod krzak.
 - Po co? - Chłopak przeczesał palcami rozczochrane włosy. Kiedyś jego kosmyki były całe zielone, a dziś przybyło mu złotobrązowych odrostów. Poprawił przekrzywiony kolczyk w nosie, przez którego Kimiko nazywała go krową, aż do jego piętnastych urodzin.
 - Zapytaj Lottie. Niedługo powinna wstać.
Willy pomyślał, że "niedługo" mogło oznaczać nawet sześć godzin. Loretta potrafiła spać wszędzie i zawsze, a potem trudno było ją obudzić.
 Przyjaciele, nie czekając na resztę, usiedli przy stole i zaczęli jeść sushi.
 Jedli w ciszy. Kimiko czuła się trochę niezręcznie po wczorajszym wyznaniu Willy'ego. Jakaś jej część reagowała z dziwnym obrzydzeniem i wstydem, gdy patrzyła na przyjaciela. Inna z furią krzyczała na tą pierwszą, że to w końcu jej przyjaciel, którego zna od bardzo dawna, a masochizm nie zniszczy ich przyjaźni. W końcu William Smith i William Masochista Smith to jeden i ten sam człowiek.
 Willy podniósł wzrok znad talerza, otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale rozległ się huk i odwrócił głowę w kierunku schodów. Widział, że Kimi czuła się przy nim niepewnie. Powinien dać jej czas. Dużo czasu. Jego "przypadłość" była nienormalna i chora dla społeczeństwa. Cieszył się, że zareagowała tak spokojnie. Ktoś inny natychmiast wysłałby go do psychiatryka.
 Thomas wstał z fotela i spróbował obudzić Lottie. Cały czas do niej mówił, lekko ją dźgał w żebra, a ona wciąż spała. Przyłożył jej nawet do ucha głośnik, z którego leciała piosenka Thy Art Is Murder - Whore to a Chainsaw. Zrezygnowany podniósł ją z fotela. Narkotyki i ciągły stres osłabiły jego siłę fizyczną, ale wciąż mógł podnieść swoją siostrę i przenieść ją kilkadziesiąt metrów. Gdy obrócił się w stronę drzwi przez nieuwagę nogą Lottie strącił lampkę z biurka. Miał tyle szczęścia, że lampka była solidna i się nie roztrzaskała w drobny mak. Ostrożnie stawiając stopy zszedł po spiralnych schodach. Wciąż miał nadzieję, że siostra się obudzi i nie będzie musiał jej nieść pod sam akademik. Spieszył się. Znalazł pokój dla Lottie, w dodatku za darmo i pod jego nosem. I musiał się tam zjawić za pół godziny.
 - Hej, To-ommy - przywitała go Kimiko. Nigdy jeszcze nie widziała żeby Thomas prawie biegł ze śpiącą Lottie w ramionach.
 - Musimy iść. Teraz, szybko - wydusił z siebie i wyszedł z domu.
 Kimiko ze zdziwieniem spojrzała na Williama.
 - Co on robi?
 - Znalazł darmowy pokój dla Lottie tuż obok akademika. U jakiejś starszej pani z trzema kotami.
 Thomasowi udało się obudzić siostrę akurat wtedy, gdy opadał z sił. Teraz stał pod drzwiami małego, różowego domu z zadbanym ogródkiem i otaczającym go białym płotem. Jedną ręką podtrzymywał Lottie, a drugą trzymał notatki dotyczące pielęgniarstwa. Od pięciu minut czekał, aż pani Lara Sarah Douglas otworzy mu drzwi.
 Lara Sarah Douglas wymagała od wszystkich, by posługiwali się jej pełnymi imionami. Od ponad trzydziestu lat zajmowała się konserwowaniem powierzchni płaskich. Nie lubiła gdy była nazywana sprzątaczką lub woźną. Ona była konserwatorem. Wiodła spokojne życie pełne kotów. To właśnie przez te zwierzęta mąż Lary Sarah - Michael - zostawił ją. Stwierdził, że kocha je bardziej, niż jego i odszedł od niej raz na zawsze. Nie wiedziała, że studenci nazywali ją Dilerem. Każde pokolenie zwracało uwagę na jej inicjały, śmiało się i kontynuowało tradycję nazywania Lary Sarah Dilerem. Pani Douglas była typową "uroczą staruszką". Kochała młodzież, pracowała w ogródku, czytała romansidła z XVIII wieku i co niedzielę chodziła na mszę świętą. Właśnie z tej miłości do młodych zgodziła się przyjąć Lottie pod swój dach.
 Po kolejnych pięciu minutach drzwi się otworzyły. Thomas przywołał na twarz uśmiech i lekko uszczypnął Lottie pod żebrami, żeby oprzytomniała. Pani Douglas również się uśmiechnęła i zaprosiła ich do środka, jednak chłopak odmówił. Miał dziesięć minut żeby dotrzeć do szpitala. Przeprosił raz jeszcze, pocałował Lottie w czoło i dyskretnie wcisnął jej w kieszeń od spodni skręta. Wiedział, że nie wytrzyma bez narkotyków; pani Douglas nie mogła się dowiedzieć o ich nałogu, a że lekko niedowidziała gdyby przypadkiem zobaczyła Lorettę ze skrętem uznałaby go za zwykłego papierosa.
 Lottie już drugą godzinę siedziała przy stoliku i piła herbatę z panią Larą Sarah. Miała ochotę udusić Thomasa za to, że znalazł jej pokój w domu starszej pani z manią na punkcie swoich kotów - Christiana, Papucia i Chamberlana. Wszystkie trzy agresywne i grube. Pani Douglas nalała jej kolejną filiżankę herbaty i zaczęła opowiadać o Papuciu. Miał już pięć lat, znalazła go na ulicy, dwa razy potrącił go samochód i dlatego miał lekko skrzywiony ogon na końcu, je tylko karmę Whiskas, nie znosi dzwoneczków przy obróżce, a jego biała plama na głowie oznacza wysoką inteligencję. Papuć nie wyglądał na bystrego, raczej jak zdegustowany i gardzący wszystkim czarny kot z rozlanym mlekiem na szczycie głowy. Po chwili zastanowienia się czy dać jedną czy dwie łyżeczki cukru do herbaty, pani Douglas uświadomiła sobie, że za pół godziny musi "konserwować powierzchnie płaskie" w akademiku. Powiedziała, że obiad jest w lodówce i żeby nakarmić koty, po czym zarzuciła płaszcz i wyszła.
 Lottie spojrzała krzywo na Papucia, który siedział na parapecie tuż obok jej głowy. Kot odwzajemnił spojrzenie i odwrócił się do niej ogonem. Podniosła z ziemi swoją walizkę, którą Thomas przyniósł dzień wcześniej i weszła do swojego pokoju na piętrze. Ściany miał białe, a pod nimi stały proste meble z jasnego drewna. Dziewczyna położyła się na łóżko i zasnęła. Miała dość herbaty, kotów, Lary Sarah Douglas i potrzebowała narkotyków.
 Z tego wszystkiego zapomniała nakarmić Papucia, Christiana i Chamberlana o trzeciej po południu.
 William Smith siedział na pudrowo-różowej pufie i zastanawiał się, jak polepszyć humor swojej przyjaciółce. Siedział w jej pokoju i czekał, aż dziewczyna zmyje z siebie wczorajszy stres. On zrobił to już dawno; teraz siedział w ciemnych jeansach i białej koszuli, którą kiedyś zostawił u Kimiko. Z całej czwórki, to on najwięcej ćpał. Oprócz dostaw od Thomasa, który zdobywał je od dilerów miał jeszcze Lucasa, a Lucas mu nie skąpił. Oczywiście, dzielił się tym co dostał z resztą, jednak jakaś tam część trafiała do jego żył wcześniej, niż do pozostałych. Domyślał się, że gdyby nie Thomas, Lottie by najwięcej brała. Doskonale pamiętał gdy wpadła w miesięczny ciąg. Wraz z jej bratem wmówił Kimiko, że Lottie jest chora. Nie chcieli by widziała swoją przyjaciółkę w takim stanie.
 - Narkotyki spieprzyły nam wszystko - mruknął.

~Aroosa

2 komentarze: