czwartek, 15 października 2015

Rozdział XIX

 Lottie usiadła na swoim łóżku w domu Sarah. Czuła się nieobecna. Błądziła wzrokiem po ścianach lub nerwowo uderzała palcami o co tylko mogła. Czas przeciekał jej przez palce ot tak. Jakby coś było, a nagle zniknęło i tak mijała jej każda sekunda, minuta, godzina... Coś jest, a nagle się kończy. Nie rejestrowała żadnego zdarzenia, wszystko było jak woda przelewająca się przez jej umysł. Nic nie zostawało, wszystko pędziło z nurtem. To uczucie przemijania było bardziej przytępiające niż narkotyki. Zdarzało się, że zaczynała kołysać się w rytm jakiegoś usłyszanego dźwięku. Nie kontrolowała tego, po prostu zapadała w krótki trans i dopiero po chwili się z niego otrząsała. Nie miała ochoty rozmawiać z kimkolwiek, ani wychodzić z domu. Po prostu siedziała i wpatrywała się w przedmiot przed nią. Lekarze powiedzieli, że to typowa reakcja na odstawienie narkotyków, potrwa co najwyżej miesiąc.
 Któregoś dnia, gdy Thomas wypalał dwunastego papierosa, a pani Douglas była w pracy, Christian zaatakował dłoń Lottie. Dziewczyna nie wiedziała, czym naraziła się kotu, więc zdenerwowana chwyciła zwierzę i brutalnie wrzuciła je do pierwszego lepszego pokoju.
 - Złaź! - krzyknęła na niego, gdy wbił pazury w jej dłoń. Poczuła jak ciepła krew zaczęła ściekać po jej palcach. Paroma gwałtownymi ruchami strzepała kota z dłoni, na co on urażony prychnął i wskoczył na kanapę. Lottie dopiero wtedy dostrzegła gdzie jest. Przed nią rozciągał się olbrzymi regał zapełniony książkami i... Ołtarzykiem Christiana Grey'a? Dziewczyna zdziwiona podeszła bliżej i przyjrzała się wszystkim tomom ustawionych równo obok siebie. Książki otaczały liczne zdjęcia głównego bohatera. Na jednym z nim Lottie dopatrzyła się nawet autografu. Zaskoczona zamrugała oczami i odwróciła się na pięcie. Christian obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem. A potem wyszła z pokoju, oszołomiona tym, że Kot Christian najwyraźniej nosi imię po tym słynnym romantyku.

  - Tommy? - poszukała wzrokiem brata, gdy tylko przestąpiła próg kuchni. Chłopak stał przy oknie i wychylając się nieco poza ramę dopalał papierosa. Na dźwięk żywego głosu siostry zwrócił się w jej stronę. Od czasu terapii Lottie nie powiedziała jeszcze czegokolwiek tak... normalnie?
 - Tu jestem - zgasił papierosa o kant parapetu.
 - Czy to normalne, że pani Douglas zbudowała ołtarz poświęcony Christianowi Grey'owi? - Lottie oparła się o szafkę.
 - Nie wiem, Lott. Ludzie mają dziwne upodobania - chłopak wyrzucił peta na trawnik i zamknął okno. Dziewczyna w odpowiedzi wzruszyła ramionami i wróciła do swojego pokoju na piętrze, gdzie usiadła na środku łóżka i zaczęła wpatrywać się w ścianę. Tommy zrezygnowany usiadł na krześle i schował twarz w dłoniach. Miał już dość tego, że jego siostra zachowuje się jak wariatka, której w dodatku nie potrafił pomóc. Już wolał, gdy ćpali. I chociaż wiedział, że to niebezpieczne, z chęcią by do tego wrócił. Najlepiej żeby było tak jak kiedyś - żadnych lekarzy i odwyków. Lottie wtedy zachowywała się normalnie, a on był na studiach i prowadził najzwyklejsze życie. Teraz cała ich czwórka została dożywotnio wrzucona do szuflady opatrzonej napisem "narkomani". Mocno zamknął powieki, po chwili gwałtownie wstał i z impetem otworzył okno na oścież. Zwinnie przeskoczył przez parapet i wylądował na pożółkłej trawie. Wpatrując się w niebo, usiadł na środku trawnika i przymknął oczy. Spróbował wsłuchać się w rytm natury. Chciał zapomnieć.
 Gdy Lottie wyjrzała przez okno momentalnie posmutniała. To wcale nie było tak, że nie zauważała tego co się z nią stało. Wręcz przeciwnie. Bardzo by chciała żeby było tak jak dawniej. Jednak wraz z odstawieniem narkotyków, czuła się tak jakby zabrano jej znaczną część osobowości. Nie potrafiła nawiązać rozmowy nawet ze swoim bratem. Nie potrafiła żyć. Umiała tylko egzystować w otaczającym ją świecie. I to ją przerażało. Ociągając się, wstała z łóżka i usiadła na parapecie. Podwinęła nogi i oparła głowę na kolanach, po czym odsunęła staromodne firanki. Skupiła wzrok na Tommy'm, który wciąż siedział spokojnie jakby nigdy nic. Chciała do niego podbiec. Przytulić. I żeby znów było tak jak dawniej. Żeby ona była taka jak dawniej. Żywa.
 Żywa. Poruszyła palcami i poczuła, jak zakrzepła krew pękła. Czerwona ciesz ponownie rozlała się po jej dłoni. Przybliżyła ją do twarzy i zaczęła ją wnikliwie oglądać. Christian pozostawił na wierzchu trzy długie zadrapania i kilka krótszych rozsypanych dookoła dużych ran. Piekło. Przygryzła dolną wargę, po czym przejechała palcem po strumyku krwi, który kończył się na jej nadgarstku. Westchnęła i zeszła z parapetu.
 - Powinnam to opatrzyć - mruknęła sama do siebie. Otworzyła szufladę biurka, z którego odchodziła biała farba, i wyciągnęła z niej kilka gazików i bandaż. Już na samym początku jej pobytu w tym domu pani Douglas pokazała jej tę szufladę. Stara kobieta dobrze wiedziała, że wypadki chodzą po ludziach, więc trzymała w domu parę rozkompletowanych apteczek. Gdy dziewczyna obmyła rękę wodą, otworzyła zębami paczkę jałowych gazików i przyłożyła je do zadrapań, po czym wprawnie owinęła dłoń bandażem. Przez chwilę przyglądała się opatrunkowi, a po chwili wróciła na parapet.
 Po piętnastu minutach zaczął badać deszcz. Thomas zerwał się na nogi i wbiegł do domu. Już po chwili usłyszała jego kroki na korytarzu. Jednak nie zeszła do niego.
 Bała się.

~Aroosa

3 komentarze:

  1. Opłaciło się czekanie :D Rozdział znów mnie zaciekawił, nie mogę doczekać się następnego <333 Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że powstał nowy rozdział.
    Nie dzieje się w nim wiele w sensie akcji, lecz opisując uczucia głównej bohaterki i jej brata po wyjściu z odwyku sprawia, że jest równie ważny.
    Maxismum weny życzę!

    OdpowiedzUsuń