Mała ośmioletnia dziewczynka siedziała właśnie
na starej, zardzewiałej huśtawce, nucąc sobie pod nosem. Ojciec znów ją
uderzył. I to wtedy, gdy wreszcie znalazła normalnych znajomych. Akurat, gdy
się bawiła, musiał się napatoczyć i zacząć ją szarpać, krzycząc, iż miała
pomagać matce w domu, a nie szukać sobie przyjaciół, którzy nie chcieliby nawet
na nią spojrzeć, żerując tylko i wyłącznie na jej „przebogatych” rodzicach.
Dobrze, że zjawił się Tommy, bo sytuacja mogłaby być nieciekawa. Znając jej
ojca, zapewne teraz wciąż jej szuka. Dobrze, że nie wie, gdzie jej sekretna
kryjówka. Gdyby on się dowiedział… gdyby ktokolwiek się dowiedział, jej świat
by runął, bo nie znalazłaby już drugiego miejsca, w którym mogłaby odetchnąć i
odrzucić troski w kąt. Zresztą, po co ona się tak tym wszystkim przejmuje? Ci
„znajomi” prędzej czy później i tak odwróciliby się od niej, bo przecież
takiego ojca nie da się ukryć, a o matce szkoda gadać. Zna ją całe podwórko,
codziennie chodzi w przykrótkich spódniczkach i wyłapuje klientów. Raz nawet
jeden z nich dobierał się do niej samej, gdy witała się z matką. Miała wtedy
chyba pięć lat, a tamten napaleniec wziął ją za taki dodatkowy „bonus”.
Powiedział, że zapłaci dodatkowo, a jej matka od razu przystała na propozycję.
I znów do akcji wkroczył Tommy – wyperswadował matce ten pomysł z głowy. Potem
przez kolejne dwa dni chodził przy niej jak Anioł Stróż. Zapoznał ją nawet ze
swoimi znajomymi. Byli naprawdę świetnymi ludźmi; nawet nie wykluczali jej z
rozmów, jak inne dzieci z podwórka. To były najlepsze dwa dni w jej życiu.
Lecz, jak to zwykle bywa, znów przyszedł ojciec i nawrzeszczał na te tzw.
„bachory, których rodzice nie są w stanie nawet upilnować”. I tak przez nią
również Tommy stracił przyjaciół. Nie obwiniał jej za to, po prostu przestał
się od tamtej pory odzywać do ojca.
- Często tu tak przesiadujesz? –
zapytał ktoś z tyłu. Zeskoczyła z huśtawki, odwracając się i zobaczyła przed
sobą małą dziewczynkę, mniej więcej w tym samym wieku, co ona sama. – Bo to
jest tak trochę moje miejsce. – powiedziała, gdy nie doczekała się odpowiedzi.
– Języka ci zabrakło?
Pokręciła przecząco głową.
- To dlaczego się nie odzywasz?
- Tak jakoś. – wzruszyła
ramionami.
- Jestem Kimiko.
- A ja Loretta. – uścisnęła
wyciągniętą dłoń.
- Wiesz, to może być teraz nasze
wspólne miejsce. – uśmiechnęła się.
- Tak. – odpowiedziała i
odwzajemniła gest.
- Willy zaraz tu będzie, musisz
go poznać. – Kimi usiadła na jednej z huśtawek.
- Kto to ten Willy?
- To mój najlepszy przyjaciel. –
odpowiedziała, przedłużając słowo „najlepszy”.
- Skąd jesteś? – Loretta usiadła
na drugiej huśtawce.
- Z daleka, a ty?
- A ja stąd.
- Hej, Kimi! – zawołał mały
chłopiec, biegnąc w ich stronę. Miał na sobie szkolny mundurek, a jego czarne
włosy latały na różne strony, niesione przez wiatr.
- Cześć, Willy! – wykrzyknęła
Kimiko, zeskakując z huśtawki. Stanęła przed – wciąż biegnącym – chłopcem i
wyciągnęła ramiona do przodu. Chłopiec zwolnił i przytulił swoją przyjaciółkę.
- Kto to? – zapytał, wskazując
Lottie.
- Loretta. – odpowiedziała Kimi i
gestem zaprosiła Lorettę do siebie. – Lottie, to Willy. Willy, to Lottie. –
uścisnęli sobie dłonie.
- Masz rodzeństwo? – zapytał
Willy, siadając na jednym z wagoników diabelskiego młyna. Dziewczynki dosiadły
się do niego.
- Mam brata.
- Ja od zawsze chciałem mieć
siostrę.
- Brat jest fajniejszy. Jest
mądry i odważny i zawsze mi pomaga, a taka siostra to by była jak ja i też by
nic nie mogła robić.
- Ja uważam, że siostra jest
fajniejsza. Kimi jest fajna.
- Jesteście rodzeństwem?
- Nie prawdziwym, ale jesteśmy. –
powiedziała Kimiko, uśmiechając się do Willy’ego.
- Ja kocham mojego brata. Nie
potrzebuję więcej rodzeństwa.
- A gdzie ten twój brat? –
zapytał Willy.
- Rozmawia z tatą, albo pomaga
mamie. Nie wiem.
- A on cię kocha? – zapytała
Kimi.
- Tak, on mnie na pewno kocha! –
wykrzyknęła.
- To czemu go z tobą nie ma? –
zapytał Willy.
- Bo on nie wie gdzie jestem.
Gdyby wiedział, to by był tu ze mną.
- A czemu nie wie?
- Bo mu nie powiedziałam.
- Dlaczego?
- Bo nie chciałam, żeby ktoś
wiedział, ale wy wiecie i teraz nie mam już gdzie się ukrywać. – naburmuszyła
się.
- Dlaczego chcesz się ukrywać?
Bawisz się z kimś w chowanego? I to była twoja kryjówka? – zapytała Kimi.
- Nie. Ja po prostu chciałam być
sama, bo mój tatuś mnie nie chce. Mama też mnie nie chce. Tylko Tommy mnie
chce.
- Tommy to twój brat?
- Tak.
- To go tu zawołaj. – powiedział
Willy.
- Dlaczego? Nie wierzysz, że mam
brata?
- Nie.
- Dobrze. To po niego pójdę. –
odpowiedziała i wstała, kierując się do płotu. Otworzyła skrzypiącą furtkę i
rozglądnęła się, czy żaden samochód nie jedzie. Jezdnia była pusta, więc bez
problemu przeszła po pasach prosto do parku. Kilka alej dalej widziała już
blok, w którym mieszka. Weszła na pobliski plac zabaw, odnajdując Thomasa wśród
bawiących się dzieci. Siedział na ławce, zaczytany w jakimś komiksie.
- Tommy, Tommy! Musisz gdzieś ze
mną iść! – krzyknęła w jego stronę i w podskokach do niego pobiegła. Thomas
podniósł głowę znad kolorowej książki i spojrzał na siostrę, jego oczy wyglądały
jak spodki. Odłożył komiks na ławkę i szybko do niej podbiegł. Przytulił ją do
siebie i schował pod bluzą. – O co ci chodzi? – zapytała, próbując się wyrwać.
- Nie krzycz tak. Ojciec jest
niedaleko. Jeszcze cię zobaczy i co potem będzie? – zapytał cicho.
- Przepraszam. Zapomniałam. –
wyciszyła głos do szeptu. – Ale musisz gdzieś ze mną iść.
- Gdzie i po co? – zapytał
podejrzliwie i powoli skierował się z nią w stronę ławki, uprzednio zasłaniając
jej twarz czapką.
- Ale to w drugą stronę. –
powiedziała i zaczęła go ciągnąć do parku.
- Tak, ale bez mojego komiksu nie
pójdę. – powiedział i wyrwał swój rękaw siostrze, podszedł do ławki i wziął z
niej kolorową książkę. – Teraz możemy iść.
Skierowała się z nim w stronę
parku. Chwilę później byli już przy furtce do opuszczonego wesołego miasteczka.
- Dlaczego mnie tu zaciągnęłaś? –
zapytał podejrzliwie.
- Bo muszę ci kogoś przestawić.
- Nic nie musisz.
- A właśnie, że muszę! –
krzyknęła i otworzyła furtkę. – Idziesz, czy zostajesz?
- Podobno miałem cię pilnować
przed ojcem, tak jak ci to obiecałem. – zaczął myśleć na głos. – Więc chyba
dobrze by było, gdybym jednak z tobą tam poszedł. Jeszcze sobie coś zrobisz, a
wtedy to ze mną będzie źle, bo cię nie upilnowałem. Dobra, idę. – powiedział i
poszedł za siostrą. Minęli karuzele, pokryte rdzą i stoiska z już dawno
zepsutym jedzeniem, przeszli obok huśtawek i znaleźli się wreszcie przed
diabelskim młynem.
- Kimi, Willy, jesteście tu? –
zapytała, zaglądając do każdego z dolnych wagoników.
- A to nie oni? – zapytał Thomas,
wskazując dwójkę dzieci, bawiącą się na filiżankach.
- Tak to oni! – krzyknęła
radośnie i podbiegła w ich stronę. – Hej, Willy, patrz! Ja mam brata, widzisz?
Nie kłamałam!
William przestał kręcić Kimiko w
jednej z filiżanek i odwrócił się w stronę biegnącej dwójki, dłużej zatrzymując
wzrok na Tommy’m. Nie wyglądał na jej brata. Był bardziej… bardziej… oh, po
prostu bardziej.
****************
~Sakura
****************
~Sakura
Mm nadzieje że dalsza cześć będzie tak dobra jak początek tylko trochę był długi jak na wstęp :)
OdpowiedzUsuńTak właściwie to się z Aroosą zastanawiałyśmy, czy ma to być prolog, czy też rozdział. Sprawdziłyśmy najpierw jak by się to prezentowało (właściwie to ja sprawdzałam, Aru w tym czasie pisała przedmowę XD) i zgodnie uznałyśmy, iż rozdziały powinny być dłuższe.
UsuńPozdrawiam, Sakura~!
Rozdzial fajny, ale zauwazylam jeden irytujacy blad: ROZEJRZALA, a nie ROZGLADNELA :)
OdpowiedzUsuńWybacz, ale napisanie "rozejrzała" nie jest błędem, a bardziej bym powiedziała, że słowo "rozglądnęła". To drugie to gwara.
Usuń~Sakura
Może i to zabrzmi głupio, ale taka ilość tekstu zawsze działa na mnie odstraszająco, (chyba po prostu wolę czytać wersje papierowe), ale gdy już zaczęłam czytać, to jakimś magicznym cudem byłam już na końcu. Co prawda nie ogarnęłam kim jest Tommy, a przede wszystkim w jakim jest wieku, ale to tylko moje nierozgarnięcie, a nie wasz błąd. W ogóle podziwiam fakt, że opowiadanie jest pisane przez dwie osoby. Nie wyobrażam sobie, żeby się z kimś dogadać i jeszcze zrobić coś takiego. Jeśli nie zaznaczyłam, że wpis bardzo mi się podoba, to robię to teraz. Jest na prawdę dobrze. Na tyle, że mimo mojej niechęci do słowa pisanego w internecie wchłonęłam to bez narzekania.
OdpowiedzUsuńCo do błędów, to zwyczajnie takowych nie znalazłam, w sumie to nie mam się do czego przyczepić. Nawet wygląd bloga mi odpowiada. Cóż, pozostaje mi tylko napisać coś, co zastąpi tysiąc słów: "Wow."